Wjeżdżając do Ayos po raz drugi, wiedzieliśmy że czeka nas tutaj kilka spotkań. Czekaliśmy na nie od dłuższego czasu.
Dzięki dobroci misjonarek mieliśmy okazję spotkać małych pacjentów misyjnej przychodni. W najtrudniejszej sytuacji są dzieci, często zdane na rodziców, którzy nie zdają sobie sprawy z konsekwencji własnych czynów. Takim przykładem jest maluszek, którego udało się uratować o zakażenia wirusem HIV przy porodzie dzięki zastosowaniu leków. Bardzo młodej mamie przekazano, by pod żadnym pozorem nie karmiła dziecka piersią, otrzymała wsparcie finansowe i mleko w proszku. Kilka miesięcy później dziecko trafiło do szpitalika na badania kontrole i okazuje się, że jest zakażone. Młoda mama ze strachu przez wykluczeniem w rodzinie i wiosce, nie przyznała się nikomu iż jest nosicielką i dla niepoznaki karmiła dziecko piersią, przekazując wirusa.
strach, desperacja, brak wsparcia w bliskich działa wszędzie tak samo, bez względu na kraj.
Na zdjęciu nowonarodzone trojaczki wraz z kochającą mamą i ciocią - leczone z powodu choroby skóry, jednodniowe bliźniaki oraz gabinet stomatologiczny - jeden z nielicznych na jakie trafiliśmy w czasie całego pobytu w Kamerunie.
Na misji jest także sala nauki z pięknym freskiem ściennym. Jest to także miejsce, które w oknach nie ma szyb. Konstrukcja budynku oraz zewnętrzne okiennice pozwalają na takie rozwiązanie, mimo pory deszczowej przez 3 miesiące czy zimnych nocy.
Drugim odwiedzonym przez nas miejscem, była prowadzona przez misjonarki szkoła haftu. Młode dziewczyny, ale także ich mamy, babci czy ciotki, mogą zacząć przygodę z haftem.
Szkoła ma wiele utalentowanych uczennic, a także nauczycielek, których prace są regularnie kupowane przez lokalne placówki, organizacje, a także osoby prywatne. Szkła przygotowuje także dużo rzeczy pod zamówienia. Hafty występują we wszelkich możliwych formach - kwiaty, zwierzęta, okazje, natura, motywy afrykańskie, abstrakcje, a także motywy religijne na stułły i pozostałe przedmioty o tym charakterze.
Zupełnie innym miejscem okazało się przedszkole - więcej o nim jednak w kwietniu 2019 na naszym blogu.
Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy tego dnia, rozpoczynając mszą o 7 rano, było jednak miejsce wyjątkowe. Dlatego zaburzając kolejność - piszemy o nim na zakończenie.
Wjeżdżając w tę okolicę można było wyczuć zmianę okolicy. Bieda panuje wszędzie, jednak tutaj było jeszcze smutniej, o ile to w ogóle możliwe. Wchodząc do kościoła mija się groby - bez płyty, niezbyt głębokie, zapomniane, zarośnięte w większości. Każdy nowy grób, w krótkim czasie zniknie z widoku i będzie tylko fragmentem buszu.
Szef tej "wioski" to pogodny, towarzyski człowiek, uczciwy, sprawiedliwy, choć ból towarzyszy mu każdego dnia, a niesprawny narząd wzroku utrudnia funkcjonowanie.
Podczas mszy rozbrzmiewa cichy śpiew, który z czasem staje się donośniejszy za sprawą kilku kobiet. Tylko raz w tygodniu w tej okolicy rozbrzmiewają dźwięki muzyki.
Pośród dorosłych obecne są dzieci, nastolatki, kilkulatki, maluszki. Widok jest przytłaczający, szczególnie w porównaniu z Afryką, która również znamy - wielopiętrowymi budynkami, centrami handlowymi, rezydencjami za betonowym murem.
Zapomniane wioski trędowatych.
Zostało ich już na szczęście niewiele i w Afryce ta choroba pomału zanika, tak jak razem z nią zanikały od zawsze części ciała.