2 stycznia, sobota
Budzik zadzwonił o kilka godzin za wcześnie. 4.30 rano. Ale na nogach byliśmy w kilka minut. W ten sobotni poranek razem z Marcinem startujemy do Berlina. Stamtąd samolotem do Stambułu i dalej kolejnym lotem już do Dar Es Salaam. Przez najbliższe 5 tygodni odwiedzimy kilka naszych placówek w Tanzanii i sąsiadującej z nią Kenii.
Sobota. 5 rano. Na dworze jeszcze ciemno, a temperatura nie rozpieszcza. Bagaż podwójny, gdyż oprócz naszych plecaków mamy jeszcze po 20-23 kg extra w drugim bagażu by dobrze wykorzystać ofertę linii lotniczych i w cenie biletów dostarczyć jak najwięcej rzeczy na miejsce bez opłat za paczki i w ciągu kilku dni. Trasa mija szybko, część drogi jeszcze przesypiamy na zmianę.
Kilka minut po 9ej jesteśmy na lotnisku. Do odlotu jeszcze dużo czasu, check-in zrobiliśmy już online, natomiast nadanie bagażu w punkcie „drop off” ciągle przed nami.
Stajemy w kolejce. Ta do punktu zrzutu bagażu liczy kilkanaście osób, kolejka do kontuaru check-in to gęsta nitka zakręcająca przynajmniej 4 razy. Zdecydowanie ponad 200 osób.
Radość mija po 10 minutach gdyż okazuje się, że osoby z lotami łączonymi - jak nasz - tak czy inaczej przyjmowane są na końcu. Pierwszeństwo mają osoby opuszczające samolot z bagażem już w Turcji. Ostatecznie dotarliśmy do właściwego wyjścia 5 minut przed jego zamknięciem. Tam czekała nas jednak kolejna niespodzianka - samolot miał 2 godziny opóźnienia, a już po chwili nawet trzy... Pamiętając, że w Stambule mamy dokładnie 3 godziny na przesiadkę, czas ten skurczył się do zera.
W oczekiwaniu na samolot.
Samolot wystartował z ponad 3-godzinnym opóźnieniem, ale już na pokładzie uspokojono nas jednak, że opóźnienie związane jest ściśle z sytuacja na tureckim lotnisku - naszym docelowym. Z powodu śnieżyc, ujemnej temperatury, warunki pogodowe utrudniają od kilku godzin pracę na lotnisku i wszystkie loty mają opóźnienie - zarówno nasz pierwszy, jak i lot do Dar.
W samolocie wygodnie, koce, posiłek, wyjątkowo radosna i rześka, jak na pory dnia i nocy, obsługa. Zdążyliśmy omówić wszystkie etapy podróży i plany, trochę odespać pierwsze 12h w trasie i poczekalni. A na pierwszym odcinku towarzyszyła nam nawet kadra narodowa Niemiec w siatkówce ;)
Rozrywka zapewniona przez Turkish Airlines - polecamy i innym SUDOKU - kto uzupełni? ;)
Po 23 godzinach w podróży: samochodem, 2 samolotami i po 3 lotniskach, około 5 rano, stanęliśmy na tanzańskiej ziemi.
Tu był już jednak 3 stycznia, czas - 2 godziny później w stosunku do czasu polskiego (tu 5 rano, w PL 3 nad ranem) - ale o tym więcej w kolejnym poście.
Agnieszka
Agnieszka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz