Drodzy Czytelnicy.
W marcu 2016 straciliśmy kontrolę nad blogiem. Po wielu miesiącach odzyskaliśmy dostęp do konta i wracamy do Was. Posty datowane między 03.3016 a 12.2017 to rekonstrukcja wydarzeń w tego okresu. Bieżące posty datowane są od 2018 roku.

Szukaj na tym blogu

czwartek, 7 stycznia 2016

wtorek, 5 stycznia (cz.1) Ukunda, Kenia

wtorek, 5 stycznia (cz.1)

Zimna woda w betonowej łazience wyraźnie pobudza o poranku, szczególnie kiedy dzień wcześniej spędzamy 11h w autobusie lokalnych linii z Dar w Tanzanii do Ukunda w Kenii. 

Dzięki zaprzyjaźnionemu z nami gospodarzowi domu i jego żonie, mamy pełny komfort i pożywne śniadanie, które musi nam wystarczyć na cały dzień pracy. Dom, w którym gościmy, mieści się 150 m od plaży nad Oceanem Indyjskim, w turystycznej miejscowości Diani Beach. Jednak widokiem plaży przyjdzie nam się nacieszyć dopiero późnym południem, czyli ok.16:00, bo afrykański dzień zamienia się w noc ok. 18:30. Odczucie ciepła zmienia się na naszą niekorzyść z powodu większej wilgotności powietrza, co jest charakterystyczne dla wschodniej części Kenii. 
Pełny ciekawości tego, co mnie czeka pakuję sprzęt fotograficzny, sprawdzam zapasowe baterie, by za chwilę wsiąść do dużego japońskiego VANa z niedziałającą klimatyzacją. Jeremiah zgłasza już swoją gotowość do odjazdu. Kilkanaście minut później zabieramy po drodze Pana Lubango, który zna dobrze problemy edukacyjne regionu. 




Po szybkim zatankowaniu auta jedziemy niebawem szutrową wyboistą drogą, przez busz, mijając okoliczne wioski. Na chwilę zatrzymujemy się, żeby kupić wodę w sklepie, w którym ekspedientka podaje towar i kasuje przez kratę, zapewne służącą zwiększeniu jej bezpieczeństwa. 




Wegetacja roślin jest tu inna niż w Tanzanii, jest bardziej zielono, busz rośnie tak, jakby chciał wejść na drogę naszego przejazdu. Stada kóz lub krowy, obładowane motocykle i rowery, kobiety noszące na głowach walizki, w których kółka to zbędny dodatek, stanowią tu nieodłączny element krajobrazu. 

Boyani Nursery School nie jest zaplanowana na ten dzień. Jadąc polną ścieżką minęlibyśmy ją jak dziesiątki innych, jednak jakiś ruch, kolor, okrzyk powoduje, ze zatrzymujemy się gwałtownie i wchodzimy do pustawego budynku. Na miejscu wita nas gromadka ciekawskich przedszkolaków, którą opiekuje się jedna wychowawczyni zatrudniona przez rodziców i korzystająca z udostępnionej odpłatnie głównej sali tutejszego kościoła.



Agnieszka rozmawia z nauczycielką, za zgodą robię zdjęcia, nagrywam filmy i zabawiam dzieci prostymi grami, pt. kto jest najwyższy, kto jest najniższy, kto się najszybciej okręci się dookoła, etc. [dzieciaki przeszczęśliwe podczas gier! przyp. Agnieszka]





Na miejscu pojawia się przedstawiciel rodziców, który oprowadza nas po okolicy. 
Niewielki plac za budynkiem stanowi miejsce zabaw dzieci, kilka metrów po lewej stronie znajduje się budynek wyglądający jakby był właśnie w budowie. 



Wizyta w toalecie uświadamia mi możliwe problemy higieniczne, a dwumetrowy wykop ziemi w pobliskim buszu okazuje się przygotowywaną nową toaletą. 




Nauczycielka opowiada o życiu szkoły, nie zawsze łatwych relacjach z rodzicami i problemach dnia codziennego. Opowiada o materiałach papierniczych i książkach, których brakuje dla wszystkich dzieci, a rodziców często nie stać nawet na zapłacenie za przedszkole. Dzieci przynoszą własną wodę i jedzenie, na miejscu uczą się korzystając z dostępnych materiałów - czyli praktycznie żadnych. Widząc zapał prowadzącej to przedszkole, która według notatek w zeszycie nie otrzymuje wynagrodzenia przez ostanie 4 miesiące, po wieczornym namyśle decydujemy się zrobić im niespodziankę... więcej o niej jutro!

Marcin


1 komentarz:

  1. Jaka ta niespodzianka????? no piszcie!!! nie mogę się doczekać!!!:)

    OdpowiedzUsuń