Wyjeżdżając przed 10tą z Reginą i Stevem, prowadzącymi dom dziecka, nie wiedzieliśmy, że będzie to jeden z najtrudniejszych, o ile nie najtrudniejszy dzień, z naszej 5 tygodniowej podróży przez placówki współpracujące z Fundacją Mają Przyszłość...
W Naivasha poznaliśmy Esther. A zaraz po niej Lucy. Bohaterkę tego postu.
Esther jest ciocią Lucy, i robi wszystko, by jej pomóc, zanim wyjedzie z kraju na zawsze. Jako narzeczona obywatela Polski, razem z 2 dzieci przeprowadza się do naszego kraju jeszcze w tym roku. Niestety Lucy jest "tylko" córką jej najbliższej przyjaciółki, którą Esther opiekuje się od 3 lat na równi z własnymi dziećmi. Nie ma jednak żadnych oficjalnych dokumentów w tej sprawie, które umożliwiłyby jej uzyskanie prawnej opieki nas Lucy, a w szczególności wywiezienie z kraju.
Razem z narzeczonym poprosili nas, byśmy zaopiekowali się nią - by była bezpieczna.
Lucy ma lat 8. Prawie 9. I od 2 lat przebywała w szkole z internatem, w którym na domiar złego miała do czynienia z przemocą i wyłudzeniami. Bez mamy i bez taty (brak informacji) skazana na pomoc ludzi dobrej woli znalazła przyszywana ciocię z dwójka własnych dzieci. Ponieważ szkoły lokalne, na wioskach mają najczęściej (nie zawsze) niższy poziom, a Lucy okazała się być zdolna, Esther zapisała ją do tzw. boarding school. Niestety nie przewidziała, że osierocone dzieci z młodszych klas bywają napastowane przez starszych uczniów. Gdy sprawa wyszła na jaw postanowiła zmienić jej szkołę i zapisać do najlepszej w okolicy, jaka tylko znalazła. Po przejrzeniu świadectw i obowiązkowym "wywiadzie" Lucy została przyjęta.
Dziś, wspólnie z Esther oraz Reginą i Stevem z Nakuru, jedziemy odwieźć ja do nowej szkoły.
Zanim to jednak nastąpi, mamy czas na wspólne frytki (które Regina niechcący polała sosem piri piri zamiast ketchupem :) oraz ostatnie zakupy - do wyprawki brakuje miski i wiadra, własnej kłódki do skrzynki z rzeczami oraz materaca.
Naivasha.
"piki piki", czyli powszechnie używane motocyklowe taksówki
Jedziemy po Lucy z Reginą i Stevem.
Rozmowa z Lucy i Esther przy wspólnym posiłku - czas się poznać bliżej.
W drodze do sklepu Regina odruchowo próbuje wziąć Lucy za rączkę, dziewczynka wzdryga się wyraźnie, padają przeprosiny i pytania - czy sobie nie życzy, by obca na ten moment osoba, trzymała ja na ulicy za rękę. Okazuje się, że nie . Cichutki głos informuje, że to tylko tak... bo dawno nikt jej nie trzymał za rękę. Reginie trudno ukryć zdławiony głos, nam również. Ostatecznie to Lucy podaje rękę Reginie i wspólnie ruszamy do sklepu. Tam już sama poda rączkę także mnie - ostrożnie, niepewnie, asekuracyjnie..
Esther uświadamia nam, że w szkole nie może być zabawek, misiów, rzeczy prywatnych, tylko precyzyjnie wyszczególnione rzeczy z listy, spakowane do określonej w piśmie skrzyni + rzeczy dodatkowe, jak materac, miska, wiadro (Lucy sama wybiera kolory - radosna zieleń zamiast różu nas zaskakuje, ale widać, że jej się podoba).
Jedyne odstępstwo od zasad to dwie książki, koniecznie w po angielsku a nie swahili, bo dzieci mają opanować ten język. Zszokowani, ale starając się dostosować - kupujemy dwie bajki. Pomału dociera do nas z czym tak naprawdę zmierzy się dziewczynka po raz kolejny.
Film z samych zakupów już wkrótce, a na ten moment czas pojechać do jej nowej szkoły.
Zaczynamy na wejściu od rozmowy z dyrekcją oraz weryfikacji kosztów. Ponieważ Esther wyjeżdża, Lucy traci jedyna osobę, która dbała o nia w ostatnich latach. Postanowiliśmy wspólnie, iż rolę opiekunów przejmie Regina z mężem oraz ich dom dziecka. Tylko w ten sposób Lucy będzie miała miejsce gdzie może się udać podczas każdej z trzech miesięcznych przerw w roku szkolnym, a my będziemy spokojni, że jest ktoś kto o nia zadba na co dzień, odwiedzi w dniu wizyt (rzadka możliwość, ale jest).
Wywiad z Dyrekcją dostępny będzie na naszym kanale youtube już w marcu 2016 (klik).
Po kilku minutach pojawia się Pani, która wspólnie z nami sprawdza przywiezione przez nas rzeczy - w szczególności zawartość skrzyni Lucy, dres, 3 komplety strojów na co dzień, dwa odświętne, buty, trampki, klapki, mydła, prześcieradła, kurtka, pościel..
Lucy uśmiecha się od początku naszego spotkania, gdy na nią spoglądamy, pokazuje klucz, dający jej swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa i własności, także kontroli, bo cała sytuacja jest jednak w pewnym sensie poza nią.
Przychodzi czas by rozlokować bagaż w nowym miejscu, pościelić łóżko, pokazać pokój w internacie, łazienki. W szkole uczy się ponad 1000 uczniów, dziś dołączy do nich i ona. Idąc mijamy grupki dzieci, uśmiechnięte, rozgadane..
Z Lucy jest inaczej.
Coraz częściej zauważamy także, krążąc między budynkami, że Lucy uśmiecha się, gdy na nią patrzymy, natomiast w chwilach, gdy nikt w jej stronę nie jest tak różowo..
Pojawia się Pani, która niedługo zabierze ją do stołówki, bo nadchodzi pora posiłku.
Przed nami ważna część dnia.
Docieramy do jej nowego "domu".. Na wietrze powiewa pranie, zawieszone między budynkami.
Na wejściu "witają" nas buty i rzeczy dzieci.
Oglądamy łazienki, toalety, czas pościelić łóżko. Tu Lucy spędzi kilka najbliższych lat.
Coraz trudniej nam rozmawiać ze sobą o sytuacji, coraz trudniej nie dopuszczać do siebie gromadzących się emocji...
Ona sama, po roku przebywania w poprzedniej szkole, w końcu pokonała strach i poprosiła o przeniesienie, siadamy, by porozmawiać o tym, czy wie co się teraz stanie, gdzie jest, jak będą wyglądały najbliższe miesiące, wspólnie wypełniamy formularz. Lekko przygaszona 9-latka zupełnie nas rozkłada swoją bezpośrednością, dojrzałością, choć nie udaje się ukryć, że jest to dla niej moment bardzo trudny. Tutaj dorośli nie rozmawiają z dziećmi o tym co ma się wydarzyć, nieczęsto pytane są o uczucia, ocenę sytuacji, pragnienia, marzenia. Rozmowa przedłuża się, dołącza do nas Esther..
Wracamy do głównego budynku by zostawić dodatkowe środki na mleko oraz niewielkie kieszonkowe na najbliższy trymestr. 6 dorosłych osób, w tym nasza dwójka, Regina i Steve oraz Esther z kuzynem, który także zna Lucy, mamy coraz większy problem z utrzymaniem emocji i okazaniem tym samym wsparcia, którego ona tak bardzo potrzebuje. Nikt z nas nie przypuszczał, ile będzie go kosztowało pożegnanie.
Dużo łatwiej myśleć o naszych Podopiecznych wirtualnie, jako imię i nazwisko na liście, dziecko ze zdjęcia, numer w kartotece..
Za każdym imieniem na naszej stronie i w programie adopcyjnym kryje się jednak konkretna historia dziecka, mniej lub bardziej dramatyczna, ale zawsze trudna. I wymagająca znalezienie odpowiedzialnej osoby, która nie zapomni, że po drugiej stronie kuli ziemskiej, ma dziecko.
Szkoła ta jest dla niej dobra. Tylko edukacja - wysoki poziom nauczania, dobra opieka w placówce rekomendowanej, przełoży się na samodzielność w przyszłości i łatwiejszy start w dorosłość.
Nadszedł w końcu moment, który odkładaliśmy tak długo jak to było możliwe, choć znamy ją dopiero kilak godzin, widzę jak Marcin odwraca głowę, gdy sama z trudem przełykam ślinę.
Lucy żegna się z nami, nie płacze, gdy jest blisko jeszcze nie do końca rozumie, że to TEN moment. Wychowawczyni bierze ja za rękę i odchodzą.
W połowie drogi za bramę Lucy odwraca się i przystaje nagle, ostatni raz, patrzy na nas, jakby rozważała czy zawrócić. 6 dorosłych osób macha jej na pożegnanie,jednocześnie próbując dodać jej otuchy uśmiechem. Choć oczy wszystkich błyszczą jednakowo...
Lucy potrzebuje min. 2 opiekunów. gdyż poza kosztami szkolnymi, mamy w jej przypadku także koszty utrzymania oraz pobyt w przerwach wakacyjnych. Wszystkich zainteresowanych zapraszamy do kontaktu; adopcja@maaprzyszlosc.org.pl Z chwilą gdy los Lucy zostanie zabezpieczony, zaproponujemy Państwu pod opiekę dzieci z domu dziecka, o których więcej w kolejnym poście
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz