Ostatnie dni u Jeremiego, naszego Koordynatora projektu www.szkolynarowniku.pl były wyjątkowo intensywne. Ona także pomógł nam w zorganizowaniu przejazdu do naszego kolejnego miejsce, gdyż publicznymi środkami transportu podróż zajęłaby minimum dwa dni, a na to zabrakło czasu.
Działalność zawodowa Jeremiego, czyli firma organizująca safari "The BIG 6" okazała się w tym przypadku bardzo przydatna. ("safari" w języku Swahili oznacza "podróż"/"journey").
Dla wszystkich zainteresowanych wyjątkowymi wyprawami podajemy dane do kontaktu:
Diani Beach, Mombasa 80401, Kenya; email adress: info@bigsix-kenya-safaris.com
Gdy o 4.30 rano opuszczaliśmy Diani i dom Jeremiego razem z jego kierowcą Shadreck'iem oraz bratem - Josephem, był jeszcze ciemno. Zarówno głuchoniema córka Shadreck'a jak i przyszły inżynier - Joseph, trafili do naszego programu Adopcja Serca (www.majaprzyszlosc.org.pl/adopcja-serca) i jadąc niecałe 100 km w kierunku Mombassy i płynąc promem, rozmawialismy o możliwościach jakie daje takie finansowanie, zanim o brzasku sen i kołysanie samochodu jednak nas pokonało.
Marcin pierwszy otworzył oczy - właściwie zareagował na wyjątkowy zapach smażonych ndazi, który nasi kierowcy zakupili przy drodze. Pyszne suche, podawane głównie rano - wtedy bez proszku do pieczenia (sody), wersja popołudniowo - wieczorna zwykle zawiera już dodatki; jest bardziej pełna, sycąca, "ciastowata". Nam smakuje mniej niż ndazi porane.
Dzisiejszy dzień oznacza podróż ponad 700 km z południa kraju, na północ w tym Nairobii.
Mijając Mombassę po spotkaniu z kenijczykami na promie, oglądając zebry pasące się przy budowanej linii kolejowej, która wkrótce połączy odległe zakamarki Kenii, podziwiając żyrafę i jej występ solo w pełnej krasie, przez zakorkowane obrzeża Nairobii, gdzie prym wiodą ciężarówki, jechaliśmy przez zielono- pomarańczowe wzgórza i doliny ponad 15 godzin,
Podróż rozpoczęta nad ranem, zakończyła się po 20ej, gdy Steve - "tata" z domu dziecka w Nakuru - znalazł nas na stacji benzynowej i eskortował pod drzwi. Dla osób, które nigdy nie były w Afryce, zaskoczeniem będzie być może fakt, że posiadanie adresu nie zawsze pozwala znaleźć dokładną lokalizację, dom. Mieszkaniec wioski w Kenii, Zambii czy Tanzanii zapytany o adres poda nazwę wioski. I tylko nazwę wioski. Ewentualnie dopytany poda szczegóły co do umiejscowienia domu, jednak zwykle w formie opisowej. Nawet w większych miastach zapytanie o adres oznacza zwykle podanie miejscowości, a dla części osób adres skrzynki pocztowej.
Inny przykład? Dopiero w 2015 roku podjęto się wprowadzenia numeracji na budynkach w Dar Es Salaam w Tanzanii, większość ulic jeszcze ich nie posiada, na razie numeracją objęto ścisłe centrum.
Tego dnia zaskoczyła nas nie tylko pogoda - z gorących, nisko położonych ulic Mombassy i wybrzeża Oceanu Indyjskiego z temperaturą dochodzącą do 40 stopni C, trafiliśmy na po położone wyżej Nakuru, ponad 1000 m npm, co oznacza, że temperatury dziennie oscylują częściej wokół 25 stopni C. Dużo łatwiej tu funkcjonować na co dzień; zaskoczyło nas przede wszystkim miejsce docelowe i jego mieszkańcy. Znani z maili, kilku zdjęć, historii, okazali się zupełnie inni niż nasze wyobrażenie o nich na podstawie wcześniejszych doświadczeń z podobnymi placówkami w krajach Globalnego Południa. Ale to już opowieść na post dotyczący tego wyjątkowego miejsca, opisany 9 stycznia.
A poniżej kilka zdjęć z trasy, łącznie z żyrafą, która na naszą prośbę wykonała piękny obrót pokazując się w pełnej krasie, po czym ponownie stanęła frontem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz