Mija godzina 16sta.
Husseina znaliśmy z maili, ale nadszedł czas by poznać się osobiście.
Trafił on pod nasze skrzydła na początku września, gdy z pewnym opóźnieniem, dzięki naszemu wsparciu i interwencji bliskiej mu osoby, znalazł się w szkole średniej (secondary school) o wysokim poziomie nauczania. To szkoła z internatem, dlatego koszty różnią się od szkoły publicznej, jednak Husseini udowodnił, że chce i potrafi się uczyć bardzo dobrze i chciałby zostać inżynierem.
Do naszego stolika podszedł niewysoki, uśmiechnięty młody mężczyzna, mocno onieśmielony otoczeniem i czekającą go rozmową, ale jednocześnie na tyle pewny swoich umiejętności i zadowolony ze szkoły do której chodzi od września, że bardzo szybko onieśmielenie zmieniło się w czystą ciekawość - co robimy dokładniej oraz jak może wyglądać jego przyszłość.
W rozmowie padły także trudne pytania. Hussein bardzo chciałby studiować w Polsce. Wiele słyszał i czytał o studiach inżynieryjnych w naszym kraju. Postanowiliśmy, że jeśli uda mu się zaliczyć rok na najwyższych notach w St. Mattchews i jednocześnie pozyska przychylność Ministerstwa Edukacji w swoim kraju oraz przekona do siebie polskie MZS w trakcie wakacyjnych naborów i przyznawania stypendiów, to pomyślimy wspólnie jak mu pomóc dalej.
Na razie jednak czekamy na wyniki pierwszego półrocza i zobaczymy czy jego pewność siebie i determinacja pozwoliły mu uzyskać wyniki o jakich marzy i na jakie ciężko pracował. Koszt semestru w szkole z internatem (poza programem nauczania i lekcjami, także podręczniki, wyprawka wraz z kilkoma kompletami odzieży i butów; nocleg, wyżywienie, zajęcia "laboratoryjne" czyli dodatkowe godziny pracy z nauczycielem, dostęp do biblioteki i sali komputerowej) to 1000 USD. Hussein nadal poszukuje 2-3 Rodziców Adopcyjnych, którzy pomogliby mu w tym roku szkolnym (kontakt: adopcja@majaprzyszlosc.org.pl)
Trudno wydostać się ze slamsów, z okolic, gdzie nadziei w oczach nie ma już u nikogo. Najtrudniej jednak jest wtedy, gdy do slamsów trzeba wracać, a mimo to nadal pozostać sobą i uczyć się, choć dookoła brak wsparcia i zrozumienia dla ambicji ukończenia szkoły i zostania inżynierem. społeczność lokalna ciągnie w dół, przyjaciele z podwórka nie rozumieją, a mama, choć rozumie, nie potrafi wesprzeć.
Dziwi w Polsce, jednak matka mająca pusty żołądek, rodzeństwo na utrzymaniu, brak możliwości, by samodzielnie podołać w domu zalewanym po każdym deszczu i nie umiejąc się choćby podpisać, bo nie spędziła w szkole ani jednego dnia - nie jest w stanie zrozumieć pociągu do wiedzy i rysowanych przed nią perspektyw lepszego życia w bliżej nieokreślonej przyszłości. Dla głodnego jest tu i teraz. A tu i teraz nie ma nic.. Jest za to syn z marzeniami o lepszym życiu wcielanymi sukcesywnie w życie od wielu lat.
Wieczorem mieliśmy okazję porozmawiać z rodziną Husseiniego, po odwiezieniu go do domu. Dom znajduje się na tyłach małego "komersu" - sklepiku, w budce z cementu i blachy, wielkości przeciętnego kiosku, a wejście do niego to ciemny przesmyk między dwiema budkami. Wdzięczność nie zna granic, a miłość mamy do syna widać na pierwszy rzut oka. Objawia się w uśmiechu, w każdym geście, jest dumna choć onieśmielona rozmową. Dla części osób tutaj, korzystanie z pomocy z zewnątrz nie jest proste.
Przełamujemy lody, gdy na maleńkim, zabitym deskami, podwórku pojawia się starsza siostra chłopca z 8-dniową córeczką. Mała jest słodka, cicha i delikatnie się uśmiecha walcząc ze snem.
Tu już godzina 20sta i ciemno jest od ponad godziny.
Ciemność zapada błyskawicznie, a słowo "wieczór" nie ma tu specjalnego zastosowania. Latarnie ustawione są tylko w mieście, pozostałe dzielnice mają je raczej okazjonalnie. Żegnamy się po krótkim spacerze, podczas którego odwiedziliśmy jeszcze znajdującą się z pobliżu szkołę średnią. Bliskość tej placówki sprawiła, że miał możliwość, by do niej chodzić.
Kontakt w sprawie wsparcia Husseiniego - adopcja@majaprzyszlosc.org.pl
Wieczorową porą podejmujemy jeszcze próbę uruchomienia lokalnych simkart. Mamy tu spędzić około 4 tygodni plus tydzień w Kenii, gdzie czekają na nas dwa prowadzone przez fundację projekty, a sąsiedztwo tych dwóch dużych krajów ułatwia kompleksowe sprawdzenie interesujących nas beneficjentów i bezpośrednią rozmowę z nimi. Wymaga to jednak pewnej dostępności, dlatego korzystanie z polskich numerów nie jest wskazane - koszt połączenia z krajem wynosi wtedy 10 zł za minutę, odebranie połączenia to 6 zł, natomiast sms 2 zł, a MMS 3 zł. Internet to już kilkanaście zł za każde 100 kb.
Dużo lepiej zdecydować się na lokalnego operatora. Airtel, Vodacom, Zantel. Dostępne w opcji tzw. prepaid. Karta sim rejestrowana jest w sieci i przypięta do danego ID lub paszportu. Do tego zakupić należy karty - zdrapki i doładować konto określoną ilością środków. Bundle, czyli pakiet można zakupić już z poziomu telefonu - koszt rozmów na tydzień w Tanzanii ustalony został np. w Airtelu na 2000 tsh ( 1 USD), miesięczny na 10 000. Pakiety wygasają po określonym, przy zakupie terminie.
Internet to koszt 6000 tzs za 3 GB (na tydzień) lub 25000 tzs na miesiąc za 10 GB.
Marcin walczy z Airtelem prawie 2 godziny, zanim ostatecznie z pomocą naszego kierowcy Johna oraz pani z obsługi klienta udaje mu się właściwie skonfigurować telefon. Voila. O 23ej jesteśmy w kontakcie ze światem. Trzeba to uczcić ciepłą colą z podróży, bo nic innego nie ma :)
Przed odjazdem John zabiera od nas ponad 20-kilogramową torbę. Jedną z dwóch, poza naszymi plecakami, które z nami przyleciały. Jedna jedzie z nami do domu dziecka w Nakuru, natomiast druga zostanie jutro wysłana do Kigera Etuma - to plecaczki, zabawki, ołówki i inne przedmioty, które otrzymaliśmy dla dzieci. Do samolotu można zabrać 2 x 23 kg i wykorzystaliśmy tę opcję do maximum, ale wozić tego bagażu ponad 2000 km przed dwa kraje nie zamierzamy. Sprawdzimy działanie firm "kurierskich" (nie ma :p) czyli przesyłanie paczki autobusem po Tanzanii. Trzymajcie kciuki, bo Anna nada ją jutro!
Trzymam kciuki za Hsseina! Czy paczka dotarła do przedszkola, są jakieś informacje?
OdpowiedzUsuń